Hm... co ciekawego robiłem?
Przedwczoraj przed południem wybrałem się do Gminy żydowskiej znajdującej się na ul. Pomorskiej (tuż za słynnym pl. Wolności, nad którym wznosi się dumny Kościuszko). Początkowo udałem się do ładnie prezentacyjnego się pałacyku. Po otworzeniu drzwi już słyszałem mieszankę języka hebrajskiego, angielskiego i niemieckiego. W środku budynek zdawał się absolutnie inny od tego na zewnątrz; stare meble, walący się tynk i nieodrestaurowane freski i elementy ozdobne. Zaczepiłem spieszącą się kobietę aby zapytać o drogę do bura gminy, kobieta wskazała mi drewniane schody i kazała wejść na pierwsze piętro. Na pierwszym piętrze rozprzestrzeniały się zdjęcia, rysunki i obrazy przedstawiające rodziny żydowskie. Dostałem się do niewielkiego pomieszczenia, który wyglądał bardziej jak bufet niż biuro gminy. Kobieta siedząca za ladą poinformowała mnie, że znajduje się w recepcji hotelu a nie w budynku gminy. Wyszedłem. Wraz ze mną ciemnowłosy nastolatek, którego spotkałem wcześniej mówiącego po hebrajsku. Poprosiłem go aby zaprowadził mnie do gminy. Bardzo uważnie spoglądał na mnie i wypytywał co ja tu robię. Przeprowadził mnie przez zajazd i wprowadził do długiego budynku, na którym były napisy hebrajskie. Weszliśmy na pierwsze piętro i tak dostałem się do bura. Stanąłem przed rabinem z brodą ale bez jarmułki czy szat żydowskich. Po, krótkiej prezentacji doszedłem do celu mojej "wyprawa". Rabin przez krótką chwilę myślał, następ kazał mi przyjść za tydzień.
Eh... No trudno, udam się z powrotem ale we wtorek. O 12.00 byłem już na pl. Wolności a z ratuszowej wieży rozbrzmiewała melodia Monuszkowej "Prząśniczki".
A wczoraj?U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki,
przędą sobie, przędą jedwabne niteczki.
Kręć się, kręć wrzeciono,
wić się tobie wić!
Ta pamięta lepiej,
czyja dłuższa nić!
Pierwszy dzień w szkole pod długiej przerwie, spotkanie ze znajomymi i dziękczynienie u Dominikanów. Wieczorek, dużo papierkowej roboty i wiele mailów do napisania. I tak dzień zakończył mi się o 2.00 w nocy a kolejny rozpoczął się po 7.00 rano.
♦
Tożsamość Tove - Paląca kobieta (1941)
Autoportret Tove z 1941r.
|
"Obecnie, życie jest naprawdę ciężkie, 'nie żyję', tylko istnieję." napisała Tove do swojej przyjaciółki Ewy w lipcu 1941.
Lato 1941 było dramatycznym czasem dla Tove. Jej zaufana przyjaciółka Eva Konikoff była pochodzenia żydowskiego i została zmuszona do ucieczki w głąb Ameryki. Brat Tove, Per Olov walczył na froncie. Jesienią 1941 Tove napisała do przyjaciółki: "Bez względu na to co robię, nie mogę uciec od poczucia strachu, nawet bałam się rozmawiać o moim codziennym życiu, o pracy. Jestem nękana przez niepokój, który mnie wyczerpuje i prowadzi do tego, że moje obrazy przestały mieć sens."
Lata wojny były najtrudniejsze w życiu Tove. Była przygniatana zwątpieniami i niepewnością: Czy kiedykolwiek będzie mogła być szczęśliwa razem ze swoimi bliskimi? Ewa odeszła, Tove kontynuowała pracę nad jej portretem. Podziwiała wolność, energię i pasję, które Ewa reprezentowała. Ona również ceniła ten portret tak bardzo, że była w stanie zatrzymać go dla siebie, a później dać go w prezencie Ewie. Obraz palącej kobiety została jednak kupiona przez Artura Nyman'a. "On chce mieć ją w sklepie jako reklamę wyrobów tytoniowych" skrytykował Tove.
Portret Eway Konikoff autorstwa Tove |
* Ham - określenie używające przez Tove w stosunku do osób bardzo bliskich. Co ciekawe w j. angielski słowo to oznacza szynka.
Ham - is it not how Tove called her mother Signe Hammarsten? Did she use to call other with this name too?
OdpowiedzUsuńpodoba mi się ten obraz z Evą
OdpowiedzUsuńJak widać przerwa na papierosa to nie tylko głupie gadanie, ale również poważne rozmyślanie.
OdpowiedzUsuń29 yr old Structural Engineer Abdul Fishpoole, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Web surfing. Took a trip to Carioca Landscapes between the Mountain and the Sea and drives a Z8. kliknij tutaj
OdpowiedzUsuń